Rzym budowano 150 lat, ale cegły układano codziennie – to powiedzenie nie jest oczywiście dosłownym opisem historii Wiecznego Miasta, ale świetnie obrazuje prostą prawdę mówiącą, że wielkie osiągnięcia są sumą małych, ale konsekwentnych działań. Czym jest zatem „efekt latte” i dlaczego nie warto go bagatelizować?
Co ma „efekt latte” do oszczędzania?
Pierwszy raz o „dziurze w budżecie” pisałem w sierpniowym wydaniu bloga. Polecałem wtedy, żebyś wygospodarował najważniejszą godzinę w historii twoich finansów. Wieczorne czytanie książki z córką (świetny „Julek i cały ten biznes” Sylwii Wojciechowskiej i Marioli Dzik) przypomniało mi o ciekawym zjawisku, któremu kawową nazwę nadał amerykański pisarz David Bach (1).
Książka, którą czytałem córce, opisuje historię Marianny – pracującej w roli opiekunki do dzieci studentki, marzącej o karierze kostiumografki. By to osiągnąć próbuje ona odłożyć pieniądze na kurs projektowania kostiumów. Niestety, bez znaczących efektów. I wtedy z pomocą przychodzi mama naszego głównego bohatera – odkrywającego tajemnice pieniędzy dość nieroztropnego Julka – która podrzuca Mariannie pomysł:
- Pomyśl czy twoje pieniądze nie znikają przypadkiem przez „efekt latte”…
Pan Bach zaintrygował się tym, jak dużo osób kupuje codziennie kawę na wynos. Zaczął zastanawiać się, ile pieniędzy wydają w skali miesiąca i roku na ten drobny z pozoru wydatek. 20 złotych wydawane codziennie, od poniedziałku do piątku, daje około… 5 200 zł rocznie. 
I stąd wziął się „efekt latte”, czyli oszczędzanie niewielkich, z pozoru nieistotnych sum pieniędzy, które w skali roku dadzą nam dość znaczącą kwotę.
Odróżniaj potrzebę od zachcianki
Czy to oznacza, że powinniśmy teraz rezygnować z każdej małej przyjemności, żeby zwiększyć sumę odkładanych pieniędzy? Moim zdaniem to na pozór opłacalna, ale ostatecznie zła droga. Na początek warto po prostu rozumieć, na co wydajemy pieniądze.
W życiu niezwykle ważne jest bowiem inwestowanie w doświadczenia. Jeśli poranne odwiedziny ulubionej kawiarni wprowadzają cię w świetny nastrój, dzięki czemu pozytywnie zaczynasz dzień i jesteś super produktywny w pracy – to absolutnie z tego rytuału nie rezygnuj. Traktuj go wręcz jak inwestycję w siebie: wysoka efektywność w pracy, osiągana dzięki tym przyjemnym chwilom, zwróci Ci się bowiem najpewniej w podwyżce lub awansie, więc długoterminowo bardzo na tym zyskasz.
Warto jednak sprawdzić efektywność różnych innych na pozór drobnych wydatków, które mogą być naszym „efektem latte” i w skali roku sumować się do naprawdę imponujących kwot. Może są to:
– kosztowne subskrypcje, z których i tak nie korzystasz? 
– przejazdy taksówkami zamiast komunikacji miejskiej? 
– częste spożywanie napojów wysokoprocentowych? 
– kolejny karnet na siłownię, który tylko leży zapomniany i niewykorzystywany? 
– kupowanie książek zamiast ich wypożyczanie w bibliotece? 
– a być może cały czas liczysz, że los się wreszcie do ciebie uśmiechnie i regularnie puszczasz kupony w Lotto?
Swoją drogą – Totalizator Sportowy miał w 2024 roku przychody na poziomie (uwaga!) 69 mld zł (2). To ciekawe, że hazard jest w Polsce dużo bardziej popularny od inwestowania…
Mój własny „efekt latte”
Czym byłby ten wpis, gdybym nie zdobył się przed wami na odrobinę szczerości i nie pokazał, jak ten eksperyment wyglądał u mnie? Otóż dla mnie tym „efektem latte” były obiady na mieście w dniach pracy. Zamiast przygotowywać posiłki w domu, wydawałem około 35 zł na jedzenie. Najczęstszym powodem było zwykłe lenistwo i słaba organizacja dnia. Zdarzało się to 2-3 razy w tygodniu.
Tu mała dygresja. Bardzo lubię analizowanie swoich wydatków w skali roku. Dlaczego? Bo pozwala mi szybko złapać dobrą perspektywę i uzasadnić dany wydatek lub zupełnie do zdyskredytować.
Mój „efekt latte”, czyli zwyczajne jedzenie obiadów „na mieście”, kosztował mnie rocznie… 5 460 zł. Dla porównania: wybrałem się w tym roku na tygodniowy camping we Włoszech, za który zapłaciłem… 3 000 zł*. Czyli wydawałem rocznie na zwykłe rutynowe posiłki prawie równowartość dwóch fajnych urlopów. Takie porównanie mocno działało na moją wyobraźnię. Więc postanowiłem coś z tym zrobić.
Zapewne tym miejscu powinien pojawić się „happy end” w postaci inspirującej historii o tym, jak – w imię zwiększania oszczędności – zostałem samozwańczym mistrzem patelni… Niestety – choć bardzo lubię gotowanie – żaden ze mnie Matteo Brunetti. Poszedłem więc na łatwiznę i zamawiam catering. Jem zdrowo, różnorodnie, smacznie, a do tego taniej. I mogę poświęcić czas spędzany w sklepach i kuchni na inne przyjemności. Nie jest to jednak idealne rozwiązanie dla każdego, ale o tym może innym razem.
A czy Ty już wiesz jaki jest twój „efekt latte”?
Podziel się w komentarzu lub napisz do mnie na kontakt@tatainwestor.pl i zastanowimy się wspólnie, co możemy z nim zrobić.
Do następnego!
Tata Inwestor
*Tak naprawdę to trochę więcej, ale nie chcę tu wliczać pamiątkowego zdjęcia przysłanego przez czeskich przyjaciół…
Źródła:
(1) https://lubimyczytac.pl/ksiazka/4919282/efekt-latte-dlaczego-nie-trzeba-byc-bogatym-by-miec-bogate-zycie
(2) https://www.totalizator.pl/firma/aktualnosci/rekordowa-sprzedaz-totalizatora-sportowego-niemal-69-mld-zl-na-sport-i-kulture-trafilo-ponad-15-mld-zl-,2482
***
Seria „Budowa strategii inwestycyjnej”:
Jestem inwestycyjnym zgredem
Jak wyznaczyć cel inwestycyjny?
Seria „Edukacyjnie o PPK”:
Edukacyjnie o PPK: „Nawet twórcy ustawy nie przypuszczali, jak wielką traumą społeczną jest OFE
Edukacyjnie o PPK: dlaczego rezygnujesz z podwyżki!?
Edukacyjnie o PPK: czy może być twoją poduszką finansową?
Edukacyjnie o PPK: największa wada programu
Seria „Finansowa poduszka bezpieczeństwa”:
Finansowa poduszka bezpieczeństwa – dlaczego warto ją mieć i ile powinna wynosić?
Finansowa poduszka bezpieczeństwa – 6 kroków do jej zbudowania
Gdzie przechowywać finansową poduszkę bezpieczeństwa?
Seria „Budżet domowy”:
Budżet domowy – gdzie “rozchodzą się” moje pieniądze?
Finanse osobiste, czyli moje podejście do pieniędzy
Seria „Komentarze”:
Osobiste Konto Inwestycyjne – kierunek słuszny, tylko droga (jeszcze) nie ta

